aaa4 |
Wysłany: Śro 12:03, 07 Cze 2017 Temat postu: |
|
-Raz padlo slowo "Wotex". Mysle, ze rezerwowal miejsca na kosmolocie.
Terens odepchnal go.
Musial odczekac. Zaczekac, az ochlonie. Ryzykujac, ze do piekarni zawitaja prawdziwi straznicy.
Ale nie za dlugo. Nie za dlugo. Domyslal sie, co uczynia jego niedawni towarzysze. Rik, rzecz jasna, byl nieobliczalny, lecz Valona to inteligentna dziewczyna. Po sposobie, w jaki uciekli, widzial, ze wzieli go za prawdziwego straznika i Valona na pewno uzna, iz tylko ucieczka droga zaplanowana przez Piekarza zapewni im bezpieczenstwo.
Piekarz zarezerwowal dla nich miejsca. Kosmolot czeka. Beda tam.
A on musi byc tam przed nimi.
Znalazl sie w rozpaczliwej sytuacji. Juz nic nie mialo znaczenia. Jesli wypusci z rak Rika, a w jego osobie potencjalna bron przeciw tyranii Sark, utrata zycia bedzie przy tym nic nie znaczaca, dziecinna zguba.
Dlatego wyszedl z piekarni bez leku, chociaz byl jasny dzien, choc scigajacy musieli juz wiedziec, ze maja szukac czlowieka w mundurze straznika, a w zasiegu wzroku unosily sie dwa latacze.
Terens znal kosmolot, z ktorego mieli odleciec. Byl tylko jeden taki na planecie. W Gornym Miescie znajdowalo sie tuzin malych ladowisk dla prywatnych jachtow, a na calej planecie setki przeznaczonych wylacznie dla brzydkich frachtowcow, zabierajacych gigantyczne bele kyrtu na Sark, a przywozacych stamtad maszyny i artykuly powszechnego uzytku. Ale byl tylko jeden kosmolot dla zwyklych podroznych - biedniejszych Sarkanczykow, florinskich urzednikow i nielicznych cudzoziemcow, ktorym udalo sie uzyskac zgode na zwiedzenie Floriny.
Straznik przy bramie portu obserwowal z zywym zainteresowaniem nadchodzacego Terensa. Samotnosc zaczynala mu ciazyc.
-Witam pana - powiedzial. W jego glosie brzmial wspolczujacy ton. Wszak zabito straznikow. - Straszne zamieszanie w Miescie, prawda?
Terens nie zwrocil uwagi na zachete do zwierzen. Opuscil wypukly wizjer helmu i dopial kombinezon pod szyja. |
|